Zawsze podobały mi się raglany. Do tej pory jednak nie dziergałam nic z raglanem bo ...go nie umiałam.Swetry, bluzki i tym podobne udziergi robiłam klasyczną metodą z modelowaniem podkroju pachy i doszywaniem osobno wydzierganego rękawa. Nie miałam większych problemów z dopasowywaniem poszczególnych elementów ale chciałam zmienić ten system. A żeby jeszcze podkarmić moją ambicję - wymyśliłam, że następny sweter jaki będę robić - będzie całkowicie bez szwów. Nie będę nic zszywać - za to zanurzę się w całkowitej i nieprzerwanej przyjemności dziergania "na okrągło" :))))
Podeszłam do tematu metodycznie i znalazłam matematycznie opisany sposób dziergania swetra z raglanem.
Autorka jest cudownie ścisłym umysłem i opisała metodę w idealny dla mnie sposób. Dzięki niej będę mogła stworzyć taki ragalan jaki tylko sama wymyślę i w rozmiarze jaki potrzebuję.Bajka.
Ale najpierw trzeba się go nauczyć.
Trzeba ogarnąć zakładanie markerów w odpowiednich miejscach i przewidzieć jakie tego będą konsekwencję.
Trzeba mieć względną ciszę w domu i nie oglądać meczu Polska-Niemcy bo potem trzeba pruć...
Trzeba zatkać uszy jak mąż co chwile zaczepia :"widziałaś tą akcję, widziałaś???"
Trzeba w spokoju przerobić zaplanowane rzędy skrócone na dekolt i nie reagować na podśmiechiwane zaczepki, że "mamrotam jak pod Ścianą Płaczu".
Trzeba słuchać mądrych ludzi i naukę ćwiczyć na podstawowym ściegu jakim jest dżersej a nie ścieg ryżowy (na którym jest większe prawdopodobieństwo walnięcia się niż zrobienia od początku do końca bez błędu).
Ale jak się wymyśliło górę wymarzonego sweterka w ryżu to trudno z tego zrezygnować. Samo dodawanie oczek na raglanie nie jest dostatecznym argumentem, żeby porzucić wybrany ścieg. Ale już oczko zawijane w rzędzie skróconym ( który również robi się po raz pierwszy) jak najbardziej. To był ten moment, kiedy zdałam sobie sprawę z ilości kłód pod nogi jakie sobie wrzuciłam. W ryżowej plątaninie na 5 drutach i skracaniu rzędów, przerabianych nie na okrągło a klasycznie, ryzyko nierozpoznania, które oczko będzie zawinięte okazało się za wysokie.Z bólem serca, ale sprułam. I całe 2 strony szczegółowych obliczeń dedykowanych sweterkowi robionemu ryżem poszło na marne.
Zrobiłam nowe - już na dżersej.
Ale był mecz i od zerkania na ekran - dostałam wzrokoskrętu i źle zinterpretowałam markery oznaczające przód/rekawy/tył. W efekcie po meczu z rozpaczą stwierdziłam, że dekolt zrobiłam, owszem, ale nie w części gdzie jest przód - a tam gdzie jest ramię.No i co...pruję. I kładę się zmęczona spać bo już mam serdecznie dość.
W niedzielę rano wstępują we mnie nowe siły i czas spędzony na placu zabaw i podczas robienia obiadu poświęcam na przemyślenia, gdzie te markery umieścić, żeby nie wypadały mi na początku roboty bo mi to krzyżuje plany skracania tych przeklętych rzedów i istnieje ( w moim niedoświadczonym umyśle) realna obawa, że jak je źle zamontuję - to na tych przednich raglanach nie dodadzą mi się oczka symetrycznie.
Po obiedzie zapada karkołomna decyzja - początek roboty będzie na plecach.Dekolt będzie więc przerabiany wg prawideł - a co będzie z resztą - wyjdzie w praniu. Zrobię więc przy okazji test wskazówek na raglan.
Jest poniedziałek wieczór, dekolt wyszedł jak miał wyjść, oczka na plecach też się zgadzają.Drżąc, przeliczałam oczka na częściach robótki, czy po skróceniu rzędów - będzie symetrycznie. JEST! Zgadza się.Mogę iść dalej.
Powodzenia akcji upatruję między innymi w słoniku z podniesioną trąbą jaki dostałam od Szyleczka. Markery od niej dostałam jako motywację i wsparcie przy dzierganiu ażurów - tymczasem zaprzęgłam je do raglanów :)))
A tu właśnie widać wymodelowany dekolt...na ramieniu :)))
Ale nie poddaję się. Zrobię ten sweter. I to przed Bożym Narodzeniem ;)))