Lato za pasem, upały zaczynają atakować, wszystko kwitnie, pachnie, rośnie...Dzieci rosną też więc czas na nową letnią garderobę. Impulsem była migawka z
House of Cotton z nowościami, w których wypatrzyłam między innymi dzisiejsze motylki. Piękne te wzory tam mają, tydzień chyba zastanawiałam się co wybrać aż wreszcie skrupulatnie zaplanowałam CO będę szyła i jeszcze skrupulatniej wyliczyłam ile czego potrzebuję. To moje pierwsze zakupy u nich i z radością odkryłam, że sprzedają ...co 10 centymetrów.Wow, rewelacja. Przy szyciu małych ubrań to jest nieoceniona możliwość. Na bank będę jeszcze robić tam zakupy.
Dekatyzacja przebiegła bez zakłóceń mimo, że odcięte kawałki miały około 2 centymetrowy zapas na kurczenie (!) . Duży plus. Kolor też się nie zmienił ani nie puścił farby. Szczególnie bałam się o czarną bawełnę w białe grochy - widziałam już zdjęcia zrozpaczonych szyjących gdy po dekatyzacji czarna bawełna wyglądała jak poprzeszywana szarymi piorunami. Tanie lub niesprawdzone źródło i można się wściec. Poniekąd te właśnie zdjęcia zdecydowały o zakupach w House of Cotton - nie są na rynku od wczoraj więc raczej są bezpieczni :)
Na pierwszy ogień poszły motylki i fuksjowa bawełna w groszki. Wstępnie miała być sukienka na szerokich ramiączkach ale szybka inwentaryzacja w szafie i chwilowe obniżenie temperatury na dworze zmodyfikowały plany.
Zdecydowałam się na krótki rękawek - czyli model poniższy
model 152 Burda 9 / 2012
w rozmiarze 104
... i niestety znów musiałam modyfikować plan bo nie zwróciłam uwagi na szerokość tkaniny ( jakoś byłam przekonana, że wszystko co brałam jest szerokie na 160 cm) i spódnica nie chciała się zmieścić przy 140 cm szerokości. Nic to - poćwiczyłam ręczne modelowanie :) oraz matematykę - przeliczając to co mam na szerokość gorsu i ilość kontrafałd w równych odstępach. Wyszło ok :)
Jestem zadowolona - wykorzystałam całą szerokość tkaniny przy dzikich odstępach kontrafałd co 4,3 (!) cm i ta ostatnia, ta najważniejsza gdzie zamek łączy obie połówki - wyszła idealnie taka sama jak cała reszta!
Obsadzenie z innego materiału?
Owszem, bo pierwotnie gorset był skrojony z materiału w groszki ( stare zapasy, które leżały i czekały na wenę) i spotkało mnie to co nieszczęsne właścicielki taniej, czarnej bawełny. W czasie szycia odkryłam poplamienie na samym środku przodu - próba wyczyszczenia i wyprasowania obnażyła tragiczną jakość materiału. Ku mojemu osłupieniu - odbarwił się! Ordynarnie w miejscu czyszczenia przestał być zielony. Najpierw - rozpacz! Czas nagli, dziecko czeka, impreza w przedszkolu tuż tuż.Potem ochłonięcie - mam jeszcze coś co się nada na skrojenie góry. I w sumie radość, że stało się to w trakcie zszywania a nie już na gotowej sukience. Bo córcia, jak rasowy przedszkolak, potrafi wysmarować się lodami, czekoladą albo sokiem...gdybym wtedy próbowała to sprać i zobaczyła odbarwienie...Nie chcę myśleć. Zostawiłam jednak z tych groszków obsadzenia i ...
... rękawki.
W przepisie Burdy rękawki podszyte są podszewką ( świetny sposób na czyste wykończenie takiego małego detalu) - ja zaryzykowałam i podszyłam swoje groszkami. Dobra decyzja - bo moim zdaniem ten element dopiero teraz nabrał charakteru i zgrał się z całą sukienką.
Za to z braku czasu zaufałam Burdzie i podkroje pach wykończyłam jak pisali - pliską ze skosu. Wygląda brzydko - znam lepsze rozwiązanie i przy okazji wymienię ten element. Wolę gładkie, niewidoczne odszycia.Pliska jest za gruba. Jestem w trakcie krojenia tuniki dla córki z takim samym sposobem odszycia i już go pominęłam.
Generalnie, mimo modyfikacji, przygód model jest wdzięczny do szycia. I wcale nie potrzeba dzianiny jak w oryginale. Jest na tyle obszerna, że materiał spokojnie może być nierozciągliwy. Nic nie ciągnie i nie uwiera.
Sukienka w całości :
i na zadowolonej właścicielce :)